swiat_Tesio_Pisane w galopie_cz_10 - Stadnina Pegaz

OK
Przejdź do treści

Menu główne:

Zapraszamy Was do zapoznania się z dziesiątą częścią przetłumaczonej przez Małgorzatę Caprari książki autorstwa Federico Tesio pod tytułem "Pisane w galopie". Federico Tesio to legendarny włoski hodowca koni pełnej krwi, żyjący i działający w latach 1869-1954. Okrzyknięty został mianem geniusza i najlepszego hodowcy wszech czasów. Jego spuścizna hodowlana płynie we krwi niemal każdego współczesnego konia wyścigowego. Śledźcie naszą stronę, bowiem pojawiać się na niej będą kolejne odsłony twórczości tego wybitnego znawcy folblutów.

FEDERICO TESIO
Pisane w galopie
część 10




JOCKEY  CLUB

We wszystkich krajach wyścigi płaskie nie podlegają państwowym trybunałom.
I rzeczywiście, w regulaminie włoskiego Jockey Clubu jest paragraf:
„Każdy, kto uczestniczy w wyścigach, zobowiązuje się do akceptacji jakiejkolwiek decyzji, która w stosunku do niego zostanie podjęta przez komisję techniczną, i zobowiązuje się także do nie podejmowania jakiegokolwiek postępowania prawnego.”

Pierwszy Jockey Club narodził się w Anglii, a później jego synowie rozproszyli się po świecie, docierając wszędzie tam, gdzie tylko końskie kopyta galopowały w stronę celownika.
Warto poznać jego historię.                                                                                           
Wyścigi konne były zawsze w Anglii popularną rozrywką, ba, można je nawet nazwać "pasją narodową".
Nikt jednak nie przystępował do wyścigów, jeśli nie miał szansy na wygranie nagrody czy też zakładu, był to więc rodzaj hazardu.
Jednak gra hazardowa nie może istnieć bez ustalonych reguł, a reguły takie nie mogą istnieć, jeśli nie istnieje trybunał, który będzie czuwał nad ich przestrzeganiem.
Przed założeniem Jockey Clubu wszystkie sprawy sporne dotyczące wyścigów rozpatrywane były osobiście przez króla.

W roku 1682  Karolowi II przedłożono następującą sprawę :
W pewnej gonitwie starter, Mr Griffin, powiedział najpierw:„Go!” (naprzód) ale natychmiast wycofał się, krzycząc: ”Stay !” (stać).
Jeden jeździec usłuchał i ruszył.
Drugi jeździec usłuchał i został.
Kto miał rację ?
Niestety, nie wiemy jaka była reakcja króla. A szkoda, bo byłoby ciekawe byłoby ją poznać.

W czasach królowej Anny funkcję arbitra przejął, z rozkazu władczyni, Tregonwell Frampton.
W tamtych czasach kluby zaczęły dopiero wchodzić w modę, nie posiadały jeszcze własnych siedzib, więc członkowie ich spotykali się na zebraniach , kolacjach i obiadach, w restauracjach i kawiarniach, jak później czynili to w Rzymie deputowani socjaliści, którzy zwykle spotykali się w Café Aragno.
W Londynie, niektórzy lordowie i inni szlachetnie urodzeni miłośnicy wyścigów, mieli zwyczajspotykać się w oberży Star and Garter w Pall Mall, która słynęła z doskonałej kuchni i świetnych trunków.
Właśnie ta oberża stała się kołyską Jockey Clubu.
I tak oto w pewnym sportowym kalendarzu, opublikowanym przez Mr Johna Pratt’a, możemy przeczytać następujące ogłoszenie :
„W środę, dn. 1 kwietnia 1752 roku, odbędzie się w Newmarket wyścig przeznaczony dla koni należących do szlachetnie urodzonych członków Jockey Clubu,

                                                                                      
posiadającego siedzibę pod adresem Star and Garter - Pall Mall."
W tym samym czasie członkowie Jockey Clubu wydzierżawili, na okres 50 lat, lokale pewnej kawiarni usytuowanej przy głównej ulicy Newmarket.
I tak, jak nakazywał zdrowy rozsądek, przewidująco zasłonili wszystkie okna wychodzące na ulicę. W ten sposób, nie narażając się ani na obserwację ani na próby przeszkadzania, mogli podczas przyjemnych, suto zakrapianych whisky spotkań, ustalać podstawy regulaminów, które umożliwiły szybki rozwój wyścigów konnych we wszystkich krajach świata.
Ci czcigodni dżentelmeni, którzy w ciszy ich klubów, tonąc w wygodnych fotelach, studiowali opasłe tomy lub staczali niekończące się dyskusje nad księgami stadnymi, mogliby być z łatwością wzięci za klerykałów zagłębionych w lekturze Biblii.
W międzyczasie ustalono, że aby zostać członkiem Jockey Clubu, nie wystarczy być osobą uczciwą i należeć do wyższych warstw społeczeństwa, ale przede wszystkim, na należy wykazać się prawdziwą kompetencją na polu wyścigów.
Z tego powodu, o przyjęciu do klubu miało decydować surowe głosowanie. Kolegium kompetentnych wybrańców zaczęło dzierżawić, a później także kupować, duże połacie nieużytków, zmieniając je w hipodromy i tory robocze.
Ukształtowanie terenu, odpowiednie podłoże, gęsta, wiecznotrwała murawa i inteligentne zabiegi pielęgnacyjne, zmieniały te tereny w elastyczny zielony dywan.
Celem Jockey Clubu było doskonalenie końskiej rasy.
Z tego powodu w programie znalazły się gonitwy tzw. klasyczne na różnych dystansach, opracowano także tabele wag i wreszcie doczekał się publikacji regulamin, opracowany aby osiągnąć jak najdokładniejsze wykonanie zamierzeń i uniknięcie oszustw.

W roku 1827, trybunał sądowy w Cambridge, na którego terenie leży Newmarket, wydał werdykt, który uznawał prawo, na mocy którego, Jockey Club mógł zabronić wstępu na tory tym, którzy uchylają się od wykonywania jego poleceń lub używają w stosunku do organizatorów obraźliwych zwrotów. Werdykt ten zapadł jako wyrok w sprawie wytoczonej przez Jockey Club przeciw niejakiemu S. Hawkinsowi Esq., który znajdując się na terenie należącym do Jockey Clubu, zwrócił się, używając zwrotów nieparlamentarnych, do jednego z członków klubu, lorda Wharncliffe’a.
Prawo, pozwalające na zabronienie osobom niepożądanym wstępu na tory w Newmarket, jest najsilniejszą bronią w rękach Jockey Clubu, umożliwiającą obronę jego interesów.
To zarządzające i prawodawcze kolegium jasno przedstawiło swoją pozycję w stosunku do innych towarzystw wyścigowych, w oświadczeniu z roku 1831, kiedy to wyjaśniło , że decyzje i regulaminy Jockey Clubu miały absolutną moc jedynie na terenie Newmarket, lecz wskazane byłoby stosowanie się do nich także poza jego granicami.
Za milczącą zgodą ogółu, jurysdykcja Jockey Clubu, we wszystkim, co wiąże się z wyścigami, została przyjęta i zwracano się do niego z prośbą o arbitraż we wszystkich sprawach spornych na tym polu.
Oczywiście, także i Jockey Clubowi, nie zawsze udawało się uniknąć błędu. Jednak w ogólnym rozrachunku, wyniki jego działalności były z reguły owocne i dowodziły sprawiedliwości decyzji.
Wszyscy miłośnicy wyścigów zwracają wciąż swoje spojrzenie w stronę Newmarket, niczym katolicy w stronę Rzymu a muzułmanie w kierunku Mekki.

We Francji Jockey Club został założony w roku 1833, lecz wkrótce jego nazwa została zmieniona na SOCIETÉ D’ENCOURAGEMENT.
Organizacja ta wzięła przykład z Anglii, dostosowując go jednak do realiów francuskich.
La Societe d’Encouragement jest organizacją o dużych zasobach finansowych, ponieważ należą do niej dwa większe francuskie tory: Longchamp i Chantilly.
Tak zabezpieczona, może dyktować swoje warunki.
Także i we Włoszech został w 1880 roku, założony włoski Jockey Club, oparty na wzorze  angielskim, a jego celem było propagowanie wyścigów koni pełnej krwi angielskiej, w miarę możliwości na własnych torach wyścigowych.
Wszystkie Jockey Cluby szybko bogaciły się, ponieważ pełniły funkcję impresariów przemysłu rozrywkowego i były właścicielami torów. Tak więc ich sfera wpływów nie ograniczała się do wydawania mądrych werdyktów.
Jedynie włoski Jockey Club na modłę franciszkańską pozostał nadal ubogi. Miałby on pełne prawo zawołać: „Nie posiadam nic za wyjątkiem honoru !”
Dlaczego? Z pobudek duchowych czy z braku kompetencji ?
Spytajcie o to ducha hr. Feliksa Scheiblera, który być może niepocieszony, nocami błądzi od Tor di Quinto do Cappannelli.

WYŚCIGI I ZAKŁADY

Pierwsze wyścigi były to tzw. Matches.

- Mój koń jest szybszy niż twój.
- A ja Ci mówię, że nie.
- Założymy się ?
- Zgoda. 5 tysięcy funtów ?
- Przyjmuję.
W 1700 roku tak rozmawiali lordowie i magnaci, zgromadzeni po sutym obiedzie dokoła butelki starego Porto. Mieszkańcy całego hrabstwa zjeżdżali się, aby asystować przy tym ciekawym przedstawieniu, i zakładali się między sobą.
Tak narodził się angielski sport narodowy.
Bardzo szybko, w całej Anglii, zostały zbudowane hipodromy i powstały towarzystwa, które organizowały wyścigi otwarte dla wszystkich koni.

Nagrody stanowiły czasami ciężkie talerze ze srebra wysokiej próby (Plates) lub pewna stawka pieniężna, wzbogacona sumami z zapisów na dłuższą metę i z ciężkimi forfaitami (Stakes).
Około roku 1800 na ziemi pojawił się pierwszy bukmacher.
Urodził się w Newmarket. Nazywał się Davis, z zawodu był murarzem i pewnego razu przyszedł mu na myśl genialny pomysł, aby zaoferować swym kolegom inną stawkę za każdego konia startującego w gonitwie, płaconą za zakład wysokości pół korony.
Był prawdziwym znawcą koni, był też uprzejmy i wygraną wypłacał zawsze z uśmiechem.
Szybko też odkrył, że założenie domu gry było bardziej dochodowym przedsięwzięciem niż murowanie fundamentów budynków.
Pojechał do Londynu i tam, przy Strandzie, otworzył lokal, gdzie oferował graczom niezłe stawki za każdy bieg.
W 1863 roku dom gry został zlikwidowany, lecz Davis wtedy już zbił ogromną fortunę.
Był to prawdziwy Adam bukmacherów.
Wkrótce pojawiło się ich wielu, wśród nich niejaki Crockford, który otworzył dom gry przy St. James Street i wymyślił zakład podwójny ( porządek ). Przeniósł do swojej kieszeni cały zasób gotówki należącej do eleganckiej młodzieży londyńskiej, a także stał się bohaterem pewnej makabrycznej historii, o której zaraz opowiem.

O wiele później narodził się totalizator, czyli zakład ciągły.

I tutaj nasuwają się od razu dwa pytania :

1. Czy zakład wyścigowy jest grą hazardową ?
2. Co jest bardziej słuszne: zakład o stałą sumę u bukmachera, czy zakład o kwotę zmienną, jak w totalizatorze ?

Na pierwsze pytanie Sądy Najwyższe Anglii i Francji odpowiedziały następująco :
"Za gry hazardowe, uważa się grę w kości, bakarata i w lotto, czyli te, w których rezultat jest wynikiem przypadku, bez jakiejkolwiek możliwości wpływu inteligencji grającego na wynik gry" (oczywiście za wyjątkiem inteligencji szulerów).
A więc wyścigi nie są grą hazardową dla osób, które studiując formę koni i umiejętności jeźdźców mogą, dzięki swej inteligencji i doświadczeniu, przewidzieć przypuszczalny rezultat. Natomiast wyścigi stanowią grę hazardową dla laików.
Jest to oryginalna definicja, ponieważ każdy „doświadczony” był przecież kiedyś laikiem.

Na drugie pytanie, tj. czy słuszniejszy jest zakład na konkretną kwotę u bukmachera czy na kwotę nieznaną w totalizatorze, trzeba by odpowiedzieć w następujący sposób:
- U bukmachera wiadomo od razu ile można przegrać i ile można wygrać.
- W  totalizatorze wie się od razu ile można przegrać, podczas gdy nie wiadomo ile można wygrać. Czasami nie wygrywa się nic, mimo trafnego odgadnięcia wyniku wyścigu.
Jest to sprawa trafu.
A więc totalizator jest w pewnym stopniu grą hazardową.



9 < część > 11

 
Copyright 2016. All rights reserved.
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego