media 28 czerwca 2016 - Stadnina Pegaz

OK
Przejdź do treści

Menu główne:

torsluzewiec.pl   28 czerwca 2016 r.


Cacciniego kupiliśmy z drugiej ręki


Rozmowa z hodowcą i właścicielem koni Andrzejem Zielińskim.

Czy to prawda, że razem z bratem Ryszardem weszliście w posiadanie 2/3 udziałów we francuskim Caccinim (trzecim jest trener Adam Wyrzyk) dosyć szczęśliwie?





Dekoracja po biegu o Nagrodę Iwna, od lewej:
Andrzej Zieliński, Adam Wyrzyk i Tomas Lukasek

Tak, zgadza się. Został on początkowo zakupiony przez trenera Wyrzyka dla właściciela Krzysztofa Falby, któremu z bliżej nieznanego powodu się jednak nie spodobał. W każdym razie chciał go koniecznie komuś odsprzedać. Adam Wyrzyk zadzwonił do mnie z odpowiednią propozycją. Już następnego dnia pojechaliśmy z bratem do ośrodka treningowego Rosłońce w Podbieli pod Warszawą. Nam koń się spodobał, więc podjęliśmy szybką decyzję o wejściu w ten układ biznesowy.

Zapłaciliśmy za Cacciniego we trzech 9,5 tys. euro, trochę więcej niż kosztował, bo pan Falba policzył sobie za transport i wcześniejszy trening.

Poprzedni właściciel pewnie teraz żałuje, że odsprzedał Cacciniego, a zostawił w treningu u Wyrzyka bardzo dobrego pochodzenia irlandzką klacz Grację, która jednak do tej pory nie wygrała wyścigu. Ale panu zdarzyła się też podobna pomyłka. Sprzedał pan Konstantinowi Zgarze Patronusa, a postawił cenę zaporową na Pillara. Tymczasem ten pierwszy nieoczekiwanie wygrał Derby, a następnie Wielką Warszawską, natomiast Pillar był tylko trzeci w Derby i St. Leger, a w Wielkiej Warszawskiej w ogóle nie wystartował.

Nie ma na to rady. Takie pomyłki w naszym biznesie muszą się zdarzać. Nie chcę zdradzać wszystkich szczegółów kuchni, ale przypomnę tylko, że po karierze dwuletniej Patronus był dużą niewiadomą, natomiast Pillar wygrał dwie najważniejsze nagrody: Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi oraz Mokotowską, zostając zimowym faworytem na Derby. Miałem pewne intuicje i nadzieje związane z Patronusem. Ale stało się, jak się stało, sprzedałem go i nie żałuję, bo to wtedy uzyskałem za niego bardzo korzystną cenę, a przecież kupowanie i sprzedawanie jest w naszym zawodzie koniecznością. Na osłodę zostały mi też: satysfakcja, że koń mojej hodowli, którą się zajmuję już prawie 20 lat, wreszcie wygrał Derby, oraz tytuł Hodowcy Roku w posezonowych wyborach. Pragnę w tym miejscu podkreślić, że zajmuję się hodowlą i wyścigami przede wszystkim dla wyższych ideałów, nie dla pieniędzy.

Jednak sam pan najlepiej wie, jak one są do realizacji tych ideałów potrzebne, skoro namówił pan swego brata Ryszarda do wejścia pół na pół do końskiego i wyścigowego interesu.

To była jedna z lepszych moich decyzji. Ryszard, choć nigdy wcześniej nie miał bliższego związku z końmi, bardzo pomógł mnie i mojej rodzinie, a tym samym pomaga również polskiej hodowli, bo wspólnie stać nas na zakup za granicą materiału genetycznego z wyższej półki. Sam bym bowiem raczej już tego, jak pan mówi, interesu, nie udźwignął. W Polsce z wyścigów żaden z właścicieli koni, którzy mają większe ambicje, nie tylko nie jest w stanie się utrzymać, ale też nawet odzyskać znaczącej części poniesionych kosztów, bo nagrody w gonitwach są zbyt niskie. Mówią, że wyścigi to sport królów, ale u nas trzeba być najpierw „królem” w jakiejś branży, żeby mieć z czego dokładać do wyścigów. Ale to temat raczej na inną rozmowę.

Oczywiście. Miłośników wyścigów obecnie najbardziej interesuje sam wielki faworyt Derby, który być może sławą dorówna niepokonanemu, trójkoronowanemu Va Bankovi, ale chyba dopiero wtedy, gdy go ewentualnie pokona w bezpośrednim starciu, lub wystartuje jako pierwszy koń w polskim treningu w Łuku Triumfalnym w Paryżu, do którego został zgłoszony.
Jak na razie są jednak dwie niewielkie rysy na karierze Cacciniego. Po pierwsze jako dwulatek przegrał w debiucie z Dark Vaderem, a następnie ścigał się tylko w grupowych gonitwach, które, co godne jest wszakże podkreślenia, wygrywał z dużą łatwością i przewagą. Mimo to nie dostał szansy zostania koniem trójkoronowanym, bo nie został wystawiony do Nagrody Rulera (kat. A), lecz jako trzylatek rozpoczął sezon od biegu o Nagrodę Irandy (I grupa), który łatwo wygrał, aczkolwiek z przewagą „tylko” 3,5 długości. Karty, jeśli tak można powiedzieć, zostały odkryte dopiero w biegu o Nagrodę Iwna, w którym Caccini pobił na głowę dwa najwyżej wtedy sklasyfikowane konie derbowego rocznika, Bronislava i Langfuhra. Czy mógłby pan wyjaśnić, dlaczego trener Wyrzyk wybrał akurat taką drogę do Derby?

Myślę, że od początku postępował bardzo rozważnie i słusznie, gdy zorientował się z jakim talentem ma do czynienia. Drugie miejsce w debiucie to był wypadek przy pracy. Po prostu dżokej myślał, że już wygrał i nie zauważył, że wyłamujący Dark Vader stanął na chód, a było już tak blisko mety, że nie mógł nic zrobić. Oczywiście, ważne bywają imponderabilia, ale np. rezygnacja ze zdobycia pierwszej korony miała swój sens. Caccini jest koniem dużym i muskularnym. Ściganie się na 1600 m z mocnymi rywalami już w pierwszym tegorocznym starcie mogłoby nie wyjść mu na dobre. Dlatego rozpoczął sezon od wyścigu na 2 km, następnie pobiegł na 2200 m. Teraz z dużym optymizmem czekamy, że potwierdzi swe duże możliwości w Derby, a następnie zostanie wypróbowany w liczącym się wyścigu za granicą, by mógł ewentualnie zdobyć kwalifikację do Łuku.

Czy już wiadomo, gdzie i kiedy zostanie poddany tej próbie?

Tak. Zapisaliśmy go do gonitwy Grosser Preis von Berlin (G1, 2400 m, 3-letnie i starsze folbluty, suma nagród 175 tys. euro, 100 tys. za pierwsze miejsce), rozgrywanej w połowie sierpnia w Hoppegarten. Jeśli okaże się koniem wybitnym i ten wyścig wygra, wtedy będzie mógł wystąpić w Łuku Triumfalnym, co byłoby dla polskich wyścigów wydarzeniem historycznym. Zdaję sobie sprawę, że szansa na to wynosi tylko parę procent, ale innej drogi do spełnienia marzeń nie ma. Jeśli nie wygra, wrócimy do Polski i pobiegnie w Wielkiej Warszawskiej.

Wróćmy jeszcze do gonitwy Derby na Służewcu. Oprócz Cacciniego wystąpi w niej także klacz pańskiej hodowli i współwłasności rodziny Zielińskich Best Line, trenowana przez pana córkę Annę Zielińską. Jakie nadzieje pan z nią wiąże?

Początkowo planowaliśmy, że pobiegnie w gonitwie o Nagrodę Novary, a następnie w Oaks, ale ostatecznie pozostawiliśmy ją w derbowym zapisie na wszelki wypadek, żeby ewentualnie zapobiec spowalnianiu wyścigu w dystansie przez inne stajnie, co mogłoby utrudnić zadanie Cacciniemu. To jest na tyle dobra klacz, że inni nie będą mogli jej zignorować, dzięki czemu wyścig zostanie rozegrany od startu rzetelnym tempem. Nie chcemy, że w Derby konie na ostatnią prostą wbiegały i finiszowały ławą, bo mogą się wtedy zdarzyć trudne do przewidzenia sytuacje. Jak widać, gramy w otwarte karty, nie ukrywamy tej zagrywki taktycznej, która i tak poprzez samo pozostawienie Best Line w derbowym zapisie jest dla bywalców wyścigów oczywista.

Bardzo dziękujemy za rozmowę.

Rozmawiał Islander

 
Copyright 2016. All rights reserved.
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego