26.09.2021
W ubiegłą niedzielę, 26 września 2021 roku, po raz 108. w historii została rozegrana najważniejsza gonitwa porównawcza dla koni pełnej krwi angielskiej - Wielka Warszawska (kat. A, dystans 2600 m.). Na stołecznym Służewcu odbyła się ona po raz 76., gdyż wcześniej gościła na hipodromie na Polach Mokotowskich, gdzie tłumnie spotykali się Warszawiacy.
Jesienna Gala z Wielką Warszawską w roli głównej
Tegoroczna Jesienna Gala swoją elegancką oprawą przyciągnęła tłumy kibiców, celebrytów i pasjonatów wyścigów konnych. W ubiegłym roku, z powodu ograniczeń pandemicznych, Wielką Warszawską rozegrano bez udziału publiczności, przez co dzień ten wszyscy pozostali uczestnicy (trenerzy, jeźdźcy i pracownicy stajenni) zapamiętali jako jeden ze smutniejszych na stołecznym torze. Rzeczywiście, widok pustych trybun i padoku był przygnębiający. Mamy nadzieję, że już nigdy tego nie doświadczymy.
W tym roku aura dopisała i przy przyjemnej temperaturze, w ciepłych promieniach słońca, rozegrano 9 gonitw dla folblutów, w tym najważniejszą gonitwę dnia i sezonu, Wielką Warszawską. Choć obsada wyścigu była dość skromna, gdyż zapisano do niego tylko 7 koni, emocji nie zabrakło aż do samej mety. Zwycięzcą tegorocznej Wielkiej Warszawskiej został zakupiony za granicą przez Państwa Traków ogier brytyjskiej hodowli, Night Tornado, który był niekwestionowanym faworytem publiczności. Do startów pięknego kasztana przygotowuje znany służewieckim bywalcom szkoleniowiec Krzysztof Ziemiański. Smaku zwycięstwu dodaje fakt, że drugi wierzchowiec na mecie, ogier Petit, również jest trenowany przez Krzysztofa Ziemiańskiego. Triumfatora dosiadał włoski dżokej Stefano Mura. Trzecia na mecie zameldowała się nasza Nemezis. Jakiś czas temu informowaliśmy czytelników, że po wygraniu Nagrody SK Krasne Nemezis kończy karierę sportową. Jednakże po zasięgnięciu opinii u trenera Andrzeja Walickiego postanowiliśmy dać naszej klaczy szansę na występ w Wielkiej Warszawskiej po raz trzeci z rzędu. Nemezis wydawała się w optymalnej formie, nie odczuła wyścigu z klaczami, a że Wielka Warszawska zawsze była dla niej nieco pechowa, chcieliśmy ten pech przełamać. W tym dniu jednak musieliśmy oddać wyższość ogierom i zadowolić się ponownie trzecim miejscem, analogicznym do ubiegłego roku, kiedy francuski dżokej Vincent Cheminaud triumfował na ogierze Nagano Gold trenowanym za granicą. Warto zaznaczyć, że tegoroczny zwycięzca, Night Tornado, był wówczas drugi i także dosiadał go dżokej Stefano Mura.
Wracając do wydarzeń z minionej niedzieli, nie bez znaczenia jest fakt, że nasza Nemezis zostawiła w pokonanym polu ubiegłorocznego derbistę, Night Thundera, trenowaną w Niemczech klacz Nanię, rzetelnego Hipop de Loire i Gancegala. Wyścig został rozegrany umiarkowanym, może nieco za spokojnym jak dla Nemezis, tempem, a czas gonitwy - 2'44,3" przy stanie toru elastycznym w skali 3,3 i ćwiartkach (8,1-32,5-32,6-31,2-30,3-29,6) należy uznać za przyzwoity, choć nie wybitny. Od 2011 roku rekord toru na dystansie 2600 metrów wynosi 2’40,3". Został ustanowiony przez fenomenalnego ogiera polskiej hodowli, Intensa i do dziś żaden koń go nie pobił. Ciekawostką jest, że Intensa również trenował Krzysztof Ziemiański, który w tym roku świętował triumf w najwyżej dotowanej na Służewcu gonitwie po raz drugi w swojej karierze.
Po wyścigu dżokej Stefano Mura wypowiedział się po polsku dla TVP Sport w następujący sposób: "Zrealizowałem wszystkie zalecenia trenera i kontrolowałem wyścig, prowadząc konia równym tempem, zachowując siły na skuteczny finisz. Słowa uznania należą się właścicielom ogiera oraz trenerowi. Ja byłem tego dnia tylko jeździeckim turystą". Krzysztof Ziemiański nie krył radości z wyniku na mecie, gdyż drugi trenowany przez niego koń, francuskiej hodowli ogier Petit, stracił do Night Tornado tylko 1 1/4 długości. Szkoleniowiec, który niedawno pożegnał swoją matkę, znaną dobrze wszystkim na Służewcu Panią Teresę Ziemiańską, zadedykował Jej ten sukces.
Podczas Jesiennej Gali odbyły się również inne gonitwy. W wyścigu kat. A rozgrywanym na dystansie 1600 m, Nagrodzie Stadniny SK Moszna, także triumfował podopieczny trenera Ziemiańskiego. Linię mety jako pierwszy, z przewagą 4 1/2 długości, przeciął Koń Roku 2020, ogier francuskiej hodowli - wspaniały Timemaster. Do zwycięstwa poprowadził go znany bywalcom Służewca czeski international, dżokej Martin Srnec. Druga na mecie zameldowała się klacz irlandzkiej hodowli, Lagertha Rhyme, a dopiero czwarty był również faworyzowany przez publiczność Umberto Caro. Timemaster osiągnął w tej gonitwie bardzo dobry czas, niecałe dwie sekundy gorszy od rekordu toru należącego do Star Pokera. Wierzchowiec wygrał bardzo łatwo w czasie 1'36,2" przy ćwiartkach 7,7-29,6-29,3-29,6.
W najważniejszej tego dnia gonitwie dla dwulatków, Nagrodzie Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi (Przychówku), kat. A, rozgrywanej na dystansie 1400 metrów, zwyciężyła niepokonana wcześniej w dwóch startach brytyjskiej hodowli Moonu, znajdująca się w treningu Macieja Janikowskiego. Do zwycięstwa poprowadził ją dżokej Szczepan Mazur. Triumf nie przyszedł jednak łatwo - prawie do samego celownika klacz toczyła walkę z ogierem Matt Machine pod dżokejem Sanżarem Abaevem, którego ostatecznie pokonała o długość szyi. Oba konie są własności sponsorów wielu gonitw na Służewcu, Westminster Race Horses GmbH.
W gonitwie o Nagrodę Cardei (kat. B, dystans 1200 metrów) do samej mety walczyły klacze - polskiej hodowli Dakini oraz francuska Jenny of Success. Zwyciężyła Jenny of Success, ale Komisja Techniczna zmieniła kolejność na celowniku, gdyż dopatrzyła się faulowania rywalki na ostatniej prostej. Ostatecznie pierwsze miejsce w Nagrodzie Cardei zdobyła wyhodowana i trenowana przez swojego właściciela Saliha Plavaca klacz Dakini.
Tegoroczna Jesienna Gala odbyła się przy pogodnej, uroczystej atmosferze oraz pełnych trybunach. Kanonem mody tego dnia były stroje prosto z epoki lat 30-tych. Oczywiście nie obyło się bez konkursu na najpiękniejszy kapelusz i kreację. Intrygujący przebieg gonitw oraz ciekawa oprawa przygotowana przez organizatorów na pewno zachwyciły niejednego widza. Mamy nadzieję, że wszyscy, którzy po raz pierwszy przybyli tego dnia na Tor, jeszcze na niego wrócą, zarażając się pasją do tego pięknego sportu.