Niemcy na Służewcu
W okresie okupacji na terenie Toru Służewiec do 1943 roku stacjonowali lotnicy niemieccy. Obszar kompleksu był przeznaczony na lotnisko zapasowe i z tego powodu, dla zapewnienia bezpieczeństwa lotów, zburzono wieżę ciśnień. Była to jedyna strata (oprócz koni, które wywieziono jeszcze w październiku 1939 r.), jaką odniósł Tor w okresie wojny. W 1943 roku do lotników dokooptowano batalion strzelców konnych SS. Załoga Toru liczyła wówczas 800 ludzi.
Niemcy stacjonowali w blokach mieszkalnych i częściowo w koszarach utworzonych w innych budynkach. W stajniach znajdowały się składy broni, amunicji i sprzętu wojskowego oraz konie kawalerii.
Na terenie Toru pracowali jeńcy rosyjscy i okoliczni Polacy. Był wśród nich Jan Brzechwa, zatrudniony przy pracach ogrodniczych. Podobno w tym okresie powstał pomysł napisania „Akademii pana Kleksa”.
Plany pułku AK „Baszta”
Tereny obecnego Ursynowa były teatrem ważnych wydarzeń w 1944 roku. To tu, już pierwszego dnia powstania, żołnierze AK szturmowali Tor Wyścigów Konnych a Las Kabacki był schronieniem dla rozbitych i wycofujących się oddziałów. Wyścigi - dziś znajdujące się w granicach dzielnicy Ursynów - były jednym ze strategicznych celów dla powstańców. Jeszcze przed wybuchem Powstania dowództwo myślało o przejęciu i wykorzystaniu Toru w celu zapewnienia pomocy powietrznej dla powstańców. Szukano dużej przestrzeni, gdzie mogłyby lądować maszyny alianckie. W grę wchodziło oczywiście lotnisko Okęcie oraz teren wyścigów na Służewcu.
W końcu lipca plan był gotowy. Gdy wybuchło powstanie, na te oba miejsca miał nastąpić skoordynowany atak. Niestety - koordynacja zawiodła. Szturm na Okęcie został w praktyce połowicznie odwołany, a jego niepowodzenie miało wpływ na losy ataku na Tor Wyścigów Konnych. Dlaczego? Część niemieckiej załogi z Okęcia (a stacjonowało tam lokalne dowództwo Luftwaffe) mogło wziąć udział w odsieczy dla swoich kolegów z Wyścigów.
Godzina „W” na Torze
Przebieg walk o kompleks wyścigowy opisuje bezpośredni uczestnik tych wydarzeń Eugeniusz Tyrajski ps. „Genek”, żołnierz batalionu „Karpaty” pułku „Baszta” Armii Krajowej.
Na Wyścigi, przez furtkę w murze od strony wsi Zagościniec pierwsza weszła kompania K-1, potem my K-2. K-3 miała atakować od strony wsi Wyczółki. Po przebiegnięciu przez stajnie, gdzie zaskoczeni Niemcy zostawili wiele broni i amunicji dotarliśmy do budynku kantyny, wysuniętego najbardziej w kierunku trybun przy głównym torze wyścigowym. Na terenie Wyścigów stacjonowała jednostka konna SS. Było ich łącznie około 800. Nasze oddziały liczyły razem około czterystu kilkudziesięciu, o wiele słabiej uzbrojonych. Poza tym Niemcy byli zawodowymi żołnierzami a u nas młode chłopaki po szkoleniu okupacyjnym.
Niemcy szybko ochłonęli po zaskoczeniu i podjęli działania zmierzające do wyparcia nas ze zdobytego terenu. Stanisław Łopusiński "Waluś", który niedawno wrócił z partyzantki, ustawił na pierwszym piętrze na stole przy oknie zdobyty po drodze lekki karabin maszynowy. Rozpoczął ostrzeliwanie z niego stanowisk niemieckich. Niemcy strzelali do nas z trybun i sprzed trybun. Między innymi z krzaków jakieś 150 m przed nami strzelał karabin maszynowy. (…) Sytuacja robiła się coraz trudniejsza. Przed naszym budynkiem pojawił się samochód pancerny i zaczął ostrzeliwać nas z działka. Próbowaliśmy z "Walusiem" rzucić w niego granaty, ale odległość była zbyt wielka. W pewnej chwili od chłopców z zewnątrz od strony stajni dostaliśmy rozkaz: "Wycofać się. Niemcy nas otaczają!".
Zaczęła się tragedia. Nasz niepełny batalion, około 400 ludzi, jak na warunki powstańcze nawet nieźle uzbrojonych, nie mógł sprostać 800-osobowej, posiadającej ciężki sprzęt, załodze obytych w walce SS-manów. Przejściowym naszym sukcesem było utrzymanie przez kilka godzin prawie całych Wyścigów (z wyjątkiem trybun).
Zaczęliśmy się wycofywać. Niemcy wstrzelali się w otwartą przestrzeń między kantyną i stajniami. Potem dostajemy również ostrzał z innego kierunku. Wydaje się, że jesteśmy przez Niemców otaczani. Udało się nam jakoś skokami, pojedynczo wydostać się ze stajni i wysuniętych na południe budynków. Uznaliśmy, że jedyną drogą odwrotu będzie tor treningowy położony na zachód od stajni i zabudowań. Cały teren treningowego toru wyścigowego był pod ciągłym ogniem niemieckiej broni maszynowej. Kto nie wytrzymał nerwowo i poruszał się skokami, musiał w końcu dostać. Widziałem jak padają kolejni koledzy. Ja nie wykonałem żadnego skoku. Przeczołgałem się około 300-400 metrów w linii prostej, kryjąc się czasami za trupami kolegów. Twarda szkoła kpr. "Zawiszy" ocaliła mi życie. I pomyśleć jak go przeklinaliśmy na ćwiczeniach.
Po przeczołganiu się w kierunku północno-zachodnim przez część toru treningowego znalazłem się za załomem muru, który stanowił naturalną osłonę. Dotarło nas tam około 15-20. Większość była ranna. (…) Przy samym murze rosły drzewa. Wdrapaliśmy się na jedno z nich z kolegą, z drzewa na mur. Siedząc okrakiem na murze odbieraliśmy kolejnych rannych podawanych przez innych dwóch kolegów. (…) Na treningowym torze wyścigowym zostało wielu zabitych i rannych. (…) Wszyscy ranni powstańcy, którzy pozostali na terenie Wyścigów zostali przez Niemców podobijani. Następnego dnia Niemcy ściągnęli mieszkańców wsi Zagościniec, kazali niedaleko płotu wykopać ogromny dół i pościągać z pola wszystkie trupy: poległych i pomordowanych. W tym grobie złożono ciała kolegów z K-1, K-2 i K-3 oraz z kompanii B-1, którzy atakowali 2 sierpnia fort przy ul. Smyczkowej. W 1945 r. ekshumowano ze zbiorowej mogiły ponad 150 ciał. Zidentyfikowano z nich 68. W mogile spoczęli również mieszkańcy wsi Zagościniec i Służewiec, których Niemcy ściągnęli do zbierania ciał a następnie rozstrzelali. Grób podobno zasypali już Ukraińcy.
cyt. za: Archiwum Historii Mówionej www.1944.pl
Legendy
Bardzo mało znaleźliśmy wiarygodnych wspomnień dotyczących tamtych wydarzeń. Jedną z przyczyn jest fakt, że większość żołnierzy kompanii K-1, K-2 i K-3 nie przeżyło Powstania Warszawskiego. Dlatego relacja Eugeniusza Tyrajskiego jest niezwykle cenna. Wielu faktów nie daje się jednak udowodnić i pozostają jako trudne do zweryfikowania legendy. Jedną z nich jest pobyt Hitlera, który we wrześniu 1939 roku obserwował płonącą Warszawę ze służewieckiej wieży ciśnień. Druga opowieść dotyczy powodu, dla którego kompleks wyścigowy nie podzielił losu większej części stolicy po klęsce Powstania. Budynki zostały już zaminowane i gotowe do wysadzenia. Wtedy trudni obecnie do zidentyfikowania ludzie dotarli do oficera odpowiedzialnego za wyburzenie kompleksu i odwiedli go od realizacji tego planu. Podobno argumentem był fakt, że Służewiec leżał wówczas poza granicami stolicy, a więc rozkaz Hitlera zniszczenia miasta nie dotyczy Toru. Przecież Ordnung muss sein!