swiat_Tesio_Pisane w galopie_cz_1 - Stadnina Pegaz

OK
Przejdź do treści

Menu główne:

Zapraszamy Was do zapoznania się z pierwszą częścią przetłumaczonej przez Małgorzatę Caprari książki autorstwa Federico Tesio pod tytułem "Pisane w galopie". Federico Tesio to legendarny włoski hodowca koni pełnej krwi, żyjący i działający w latach 1869-1954. Okrzyknięty został mianem geniusza i najlepszego hodowcy wszech czasów. Jego spuścizna hodowlana płynie we krwi niemal każdego współczesnego konia wyścigowego. Śledźcie naszą stronę, bowiem pojawiać się na niej będą kolejne odsłony twórczości tego wybitnego znawcy folblutów.

FEDERICO TESIO
Pisane w galopie
część 1

 

GARŚĆ WSPOMNIEŃ

Włochy 1889
KONIE PEŁNEJ KRWI I WYŚCIGI

W owych czasach każdy, kto posiadał konia wyścigowego uważany był przez poważne osoby za wariata tańczącego na brzegu przepaści.
Oficer kawalerii czy artylerii chcąc błysnąć w towarzystwie powinien dosiadać konia pełnej krwi, złamać sobie obojczyk, grywać w bakarata i pojedynkować się. Nagrodę za to stanowiła kobieta, ponieważ wszystkie te rzeczy wpływały podniecająco na wrażliwe nerwy płci pięknej. Przejadało się zatem fortuny i robiło długi.
Jeden z moich przyjaciół zastrzelił się.
Inny skończył gdzieś w Wenezueli jako woźnica konnego tramwaju.
Trzeci ożenił się z córką swego dłużnika i w ten sposób nie musiał już płacić długów a swoja żonę uczynił prawdziwą hrabiną z historycznym nazwiskiem.
Dwóch moich przyjaciół pojedynkowało się. Jeden był kochankiem żony drugiego.
W tamtych czasach była to nadzwyczaj ciężka zniewaga. Warunki pojedynku były mordercze. Miejsce - pokój stołowy, odległość - długość stołu, jeden strzał z pistoletu.
- Ognia!
Strzelili jednocześnie.
Kochanek zabił męża.
Innym tragicznym pojedynkiem był ten, w jakim zginął Felice Cavallotti.
Poeta, komediopisarz, publicysta i poseł do parlamentu, swoich prawd bronił słowami i szpadą. Kiedy bił się, krzyczał na cale gardło niczym w parlamencie, chcąc tym wytrącić przeciwnika z równowagi.
Zwykle system ten funkcjonował wspaniale. Ale pewnego razu przeciwnik pozostał nieruchomy z ostrzem szpady zwróconym w stronę Cavallottiego. I ten zabił się trafiając otwartymi ustami na broń zmartwiałego rywala.
Także i ja opaliłem swoje skrzydła w płomieniu mody. I wtedy właśnie zdecydowałem się wyruszyć w świat, szukać wrażeń i przygód.
Przemierzyłem Pampasy z gauchos.
Przemierzyłem Patagonię z Indianami.
Ale wszędzie, gdzie tylko się znalazłem, koń był motywem przewodnim mojego życia.

DZIEŃ WYŚCIGOWY W NEAPOLU ZA CZASÓW KRÓLA HUBERTA

Wiosna, słonce, morze. Wezuwiusz i piosenki.
Po śniadaniu na Chiaia spotkanie konnych zaprzęgów.
Był to podniecający konkurs: kto ma piękniejsze konie, kto lepiej oprzężone, kto lepiej powożone i kto ma piękniejsze damy do pokazania.
Okucia, kokardy, cylindry, buty z cholewami, wszystko aż lśni w słońcu.
Jeden elegancki ruch batem i w drogę na wyścigi, na Pole Marsowe. Tłum klaszcze rękami niczym w teatrze.
Także i ulicznicy maja swoje poczwórne zaprzęgi. Fantastyczne!
Bosi... w podartych ubraniach.
Jeden jest powożącym i trzyma w ręku długi bat. Dwaj najmniejsi są parą cuglową i aby lepiej odegrać swoją rolę i wierzgają oraz wyginają szyje.
Powożący wstrzymuje ich cuglami, od czasu do czasu trąca ich lekko końcem bata.
Dwaj więksi z godnością uosabiają konie dyszlowe.
Uzdy, naczółki, szory i cugle są zrobione z pomalowanego na żółto sznurka. Sprzączki wyciągnięte z portek albo wyłowione w koszach na śmieci, lecz za to wyczyszczone na wysoki połysk.
Kokardy i frędzle z kolorowego papieru.
Także i czterokonne zaprzęgi uliczników ciągną w stronę hipodromu u boku prawdziwych koni, poprzez Toledo do Pola Marsowego. Tłum zgromadzony wzdłuż trasy klaszcze rękami z podziwu.
Fałszywy mnich w kapturze opuszczonym na oczy ustawił sugestywną kolekcje manekinów.
Na Capodichino, dobrze na widoku, na progu ciemnej rudery ozdobionej na dachu krzyżem, ustawiono sześć ogromnych figur:
generał, biskup, sędzia, ksiądz, zakonnica, marynarz.
Wszystkie kukły mają twarze wykrzywione grymasem bólu, ponieważ toną w morzu płomieni wyrzeźbionych w drzewie i pomalowanych na czerwono. Wyobrażają one dusze w czyśćcu.
Dajcie choć grosik...
Przyniesie wam to szczęście...na wyścigach.

NA PADDOCKU

Lornetki zawieszone na szyjach. Wysokie nakrochmalone kołnierzyki. Wąsy wysmarowane pomadą i podkręcone do góry. Spódnice zmiatają kurz.
Bookmacher wykrzykuje sumy zakładów.
Mister Bartlett, oficjalny starter Jockey Clubu, udaje się na start ubrany jak należy: w redingocie i cylindrze, niczym premier, który zdąża do Parlamentu.
Opuszcza czerwoną chorągiewkę i... start !
Konie ruszają... biegną... przechodzą.
Werdykt sędziego nie podlega dyskusji.
To, co widziały jego oczy, stanowi jedyną prawdę.
Gra się, przegrywa, wygrywa, podrywa damy i przesiaduje w bufecie Caflischa.
Co za wina ! Co za ciasta ! Pamiętam jeszcze smak babeczki z kremem.
Prawie wszyscy jeźdźcy to Anglicy.
Tom...Jack...Fred etc.
Koń z Longchamp, jaki by nie był, bije prawie zawsze włoskiego faworyta.

WIECZÓR I NOC

Doskonały posiłek w Circolo Nazionale. Confettiello jest najlepszym kucharzem na świecie.
Później bakarat aż do rana.
Następnego dnia książę X sprzedaje posiadłość tysiąchektarową, spłaca dług karciany i jeszcze zostaje mu dosyć gotówki na wyjazd z przyjaciółką do Monte Carlo. Rodzina nie protestuje.
To był prawdziwy miłośnik wyścigów, ale wyścigi nie ponoszą odpowiedzialności za jego ruinę.
Po zakończeniu mityngu w Neapolu końska karawana rusza dalej.
Konie, właściciele, trenerzy, dżokeje, bookmacherzy, lichwiarze, itd., itp.
Wszyscy jadą do Rzymu na Derby.
Przedstawienie jest zawsze to samo. Zmienia się jedynie scenografia. Wezuwiusz zastępują Wzgórza Albańskie,
Circolo Nazionale - Klub Myśliwski.
To, co się nie zmienia, to dziewczęta.
Szczególnie Sycylijczycy, gdy tylko przekroczą cieśninę, natychmiast znajdują sobie towarzyszkę życia „ na kontynencie”. Wybierają z reguły tancerki lub aktorki.
Są hojni, wierni i zazdrośni.
Z Rzymu jedzie się do Florencji na Premio Arno.
Z Florencji do Mediolanu na Premio Commercio.
Z Mediolanu do Turynu na Premio Amedeo.
I tutaj kończy się wiosenny sezon wyścigowy.

WYŚCIGI W 1945

Minęło pół wieku.
Mężczyźni stracili kapelusze, krawaty i wąsy.
Kobiety strąciły pończochy i połowę spódnic.
Oficer kawalerii utracił konia.
Włochy przegrały wojnę i straciły głowę.
Zarówno pojedynki jak i pojęcie honoru należą już do przeszłości.
Młody człowiek, który chce być modny, musi:
- posiadać karabin i granaty ręczne,
- strzelać bezbronnym w plecy,
- anonimowym listem oskarżyć rywala i sprawić, aby skazano go na śmierć,
- tańczyć na usypiskach gruzów, które kryją niepogrzebane zwłoki.
To wszystko wpływa podniecająco na delikatne nerwy płci pięknej.
Ale najbardziej podniecająco działają wojska okupantów.
Pieniądze, młodość, muskuły.

 
Copyright 2016. All rights reserved.
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego