swiat_Tesio_Pisane w galopie_cz_12 - Stadnina Pegaz

OK
Przejdź do treści

Menu główne:

Zapraszamy Was do zapoznania się z dwunastą częścią przetłumaczonej przez Małgorzatę Caprari książki autorstwa Federico Tesio pod tytułem "Pisane w galopie". Federico Tesio to legendarny włoski hodowca koni pełnej krwi, żyjący i działający w latach 1869-1954. Okrzyknięty został mianem geniusza i najlepszego hodowcy wszech czasów. Jego spuścizna hodowlana płynie we krwi niemal każdego współczesnego konia wyścigowego. Śledźcie naszą stronę, bowiem pojawiać się na niej będą kolejne odsłony twórczości tego wybitnego znawcy folblutów.

FEDERICO TESIO
Pisane w galopie
część 12





TORY WYŚCIGOWE

TORY TRAWIASTE I DIRTY TRACKS
TOR O BARWIE SZMARAGDU

W Europie konie biegają na torach trawiastych.
Wiele tysięcy istot ludzkich, w niesamowitej ciszy oczekiwania, utkwiło wzrok w przybliżających się połyskliwych plamach kurtek, słuchając rytmicznego tętentu końskich kopyt po elastycznym aksamicie łąki o barwie szmaragdu. Co za wspaniałe przedstawienie !
Dochodzą do celownika.
Jeszcze chwila...krzyk...nazwa...Zwycięzca !
Skończył się komedii akt pierwszy.
Tłumy klaszczą, złorzeczą, piją i grają znowu, czekając na następny akt.
Każdy kolejny akt, każdy wyścig stanowi (kolejne) matematyczne zadanie, które trzeba rozwiązać. Wszystkie dane tego zadania, z jednym tylko wyjątkiem znane są już w momencie zapisu. Dystans, kształt toru, waga, pozostają niezmienne, podczas gdy podłoże zmienia się     w zależności od komunikatu meteorologicznego, jak również wskutek działalności osób niekompetentnych lub po prostu nieświadomych tego co robią.
Tory trawiaste są bardzo delikatne i szybko się starzeją.
Tylko dzięki długiemu okresowi wypoczynku mogą utrzymać swoją młodość.
Tory te są z reguły w świetnym stanie w Anglii, gdzie jest ich tak wiele, że kolejno mogą wypoczywać przez dłuższy czas.
Tory te są zdecydowanie złe we Włoszech, gdzie jest ich niewiele, a więc są zdeptane i zniszczone.
Na takich torach konie wykazują się bardzo nierówną formą i częściej padają ofiarami kontuzji.

DIRTY TRACK

W Stanach Zjednoczonych biega się na torach piaszczystych.
Są to sztuczne tory o profilowanych zakrętach, solidnym i dobrze wyrównanym podłożu, przykrytym grubą warstwą ziemi, piasku i innych materiałów, suchych i wilgotnych, w zależności od potrzeby.
Przed każdym wyścigiem zagrabia się je.
Nie urzekają oczu szmaragdowym odcieniem murawy, a nawet rażą brudnawym zabarwieniem piasku.
Jednak czasy gonitw są tu lepsze, forma koni równiejsza i nogi mniej zagrożone.
Jeśliby były w Anglii tory piaskowe, księżna Montrose nie podniosłaby głosu w kościele podczas kazania.
Księżna ta, w czasach królowej Wiktorii była damą najbardziej pasjonującą się wyścigami w całym Zjednoczonym Królestwie, ale była też obdarzona prawdziwie wybuchowym temperamentem.
Dwukrotna wdowa, i bynajmniej nie najmłodsza, ubierała się zawsze na czerwono, ponieważ takie były barwy jej stajni.
W pobliżu budynków stajennych poleciła wybudować niewielki kościółek.
Był czas suszy i kapelan, pewnej niedzieli na końcu kazania zachęcał wiernych, aby przyłączyli się do jego modlitwy o deszcz.
Księżna zerwała się natychmiast z miejsca i wystąpiła przeciwko pechowemu proboszczowi: „ Jakże pan śmie zwracać się do Boga z prośbą o deszcz, kiedy jutro jest St. Leger, a mój koń nie znosi błota ? „
I wywijając parasolem, wypędziła wszystkich ze świątyni.

KSZTAŁT      HIPODROMÓW

Każdy tor wyścigowy ma swe własne, odrębne, cech charakterystyczne
Jest rzeczą interesującą poznać przynajmniej najważniejsze z nich.
Zacznijmy od Anglii.

ANGLIA

Po pierwsze, należy pamiętać, że w Anglii tory wyścigowe są mniej lub bardziej odległe od Londynu.
Jeśliby założono tor np. w Hyde Parku, nie wystarczyliby wszyscy policjanci Zjednoczonego Królestwa, aby móc kierować tłumem dwóch milionów fanatyków, którzy natychmiast przyszliby obejrzeć przedstawienie.
Gonitwy klasyczne odbywają się na różnych torach.

W Newmarket rozgrywane są Middle Park Stakes, 1000 i 2000 Gwinei.
W Epsom rozgrywane są Derby i Oaks.
W Doncaster odbywa się St.Leger.
W Ascot odbywa się Gold Cup.

Każdy z tych torów ma całkowicie odmienny profil, a więc poddaje próbie różne cechy kandydatów do zwycięstwa.
Większość tych torów ma wyczuwalne różnice poziomu.
Niektóre zakręty są bardzo ostre, jak Tottenham Corner czy zakręty w Chester, gdzie jako nagrodę, oprócz słynnego pucharu, można otrzymać ogromny ser - tamtejszą specjalność.

Każdy tor wyścigowy ma stałą grupę bywalców.
W Newmarket spotykają się prawdziwi miłośnicy sportu.
W Epsom i Doncaster spotykają się dosłownie wszyscy, nie brak festynów ludowych z jedzeniem i muzyką.
Ascot jest miejscem spotkań klas eleganckich, tzw. Smart Set.
Latem 1893 r. po raz pierwszy wylądowałem na wyspie.
Właśnie osiągnąłem pełnoletność i pozowałem na dandysa.
Znałem dobrze tory włoskie i niektóre francuskie, ale nigdy nie byłem w Anglii.
W Ascot odbywała się właśnie gonitwa Gold Cup.
Zamówiłem więc sobie ubranie u Pool’a i cylinder u Lock’a. Wybrałem granatowy krawat i żółte rękawiczki w sklepie przy Burlington Arcade, i wreszcie u Briggsa nabyłem laseczkę ostatniej mody.
Wyruszyłem do Ascot.
Posiadałem zaproszenie do Royal Enclosure.
Kiedy zobaczyłem najsłynniejsze konie, lśniące jak lustro i pyszne niczym Lucyfer, wysmukłe panie w typie Botticellego, wytrzeszczyłem tylko oczy, bo zdawało mi się, że jestem w jakimś ziemskim raju, otoczony „jabłkami grzechu”.
Marcion (po Royal Hampton i Emmeline Marcia) wygrał ten wyścig.


FRANCJA

Chantilly

Jak Newmarket w Anglii, tak Chantilly we Francji, jest Olimpem koni pełnej krwi.
Kandydaci do najwyższych laurów galopują na najbardziej klasycznym z hipodromów i trenują na najlepszych torach roboczych, wytyczonych w pięknym lesie.
Każda stajnia ma swoją historię, każdy boks jest owiany jakimś wspomnieniem.
Na ścianach wiszą obrazy koni, które stały się niczym bóstwa. Ludzie opowiadają ich dzieje i podtrzymują ich kult.
Rano wszyscy pracują. Po południu wszyscy wypoczywają, za wyjątkiem tych, którzy uczestniczą w przedstawieniu jakim są wyścigi.
Wydaje się, że żyje się tu niczym w Arkadii.
Ale co roku, w pewnym czasie, Chantilly ogarnia gorączka. Paryż zalewa las.
To dzień francuskiego Derby, Prix du Jockey Club.
Dla wielu osób to tylko majówka. Dla innych to spekulacja. Dla jeszcze innych to najważniejszy dzień życia.

Następnego poranka gorączka spada. Zbiera się tylko zwały śmieci. Powraca idylliczny spokój.
Nowy idol wstąpił na piedestał.

Longchamp

Pierwszy raz postawiłem moją stopę w Longchamp w roku 1887.
Byłem sierotą, dopiero co wyszedłem z kolegium, gdzie otrzymałem promocję licealną.
Mój opiekun, jako nagrodę za dobre wyniki egzaminów, kupił dla mnie okrężny bilet kolejowy na trasę obejmującą wiele miast Europy.
Turyn - Paryż - Berlin - Wiedeń - Wenecja - Turyn.
Dał mi wiele listów polecających do znajomych, konsulatów i ambasad, oraz dość dużą sumę gotówki, ale za to żadnego kredytu w banku.
Tak więc w chwili, kiedy kończyłyby mi się pieniądze, zmuszony byłem do rychłego powrotu.
Musiałem mu też obiecać pisemną relację ze wszystkich muzeów i galerii przeze mnie odwiedzanych.
Miałem zaledwie 18 lat a wydawałem się jeszcze młodszy.
Byłem niedoświadczony i marzyłem o przygodach.
W tamtych czasach, w roku 1887, nie było paszportów ani granic.
Można było podróżować incognito przyjmując dowolne imię.
Rzeczami zakazanymi były jedynie: kradzież, oszustwo i morderstwo.
Także i Rządy przestrzegały tego prawa. Prawie wszędzie obalono karę śmierci.
Przekroczyłem granicę w Modane nie wychodząc z wagonu i bez żadnej kontroli, poza kontrolą biletu kolejowego.
Do Paryża przybyłem późnym wieczorem.
Ile świateł !
Zatrzymałem się w hotelu, który mi doradził mój opiekun.
Hotel de Séze, Rue de Séze, pokój numer 16 !!!
Niczym zestaw numerów przynoszących szczęście. Pomyślałem: Zaczęło się chyba pod dobrym znakiem !
Oczywiście, byłem daleki od tego, żeby natychmiast doręczyć listy polecające. Bałem się ewentualnych ograniczeń mojej wolności. Z tego powodu zdecydowałem się doręczyć je  dopiero w wigilię odjazdu, ku wielkiemu zadowoleniu mojemu, jak i (tak przypuszczam) także i adresatów.
Nie mam zamiaru pisać pamiętników, chciałbym tylko opowiedzieć o torze wyścigowym w Longchamp i o moim pierwszym z nim spotkaniu.
W niedzielę poszedłem na mszę do Madelaine, a następnie na śniadanie do Bouillon Duval,i wreszcie na Place de la Concorde na spotkanie z portierem mego hotelu, monsieur Francois, aby razem wybrać się na wyścigi do Longchamp.
Będąc w sferze oddziaływań klasycznych, wydawało mi się, że jestem Dantem  odprowadzanym przez Wergiliusza.
Wstęp kosztował 20 soldów.
Mogłem patrzeć na wszystko, a nawet spróbować niektórych rzeczy. Zobaczyłem bufet i od razu spróbowałem ponczu. Potem zobaczyłem cztery alejki zapełnione przez stanowiska bukmacherów, którzy krzyczeli, pisali i przekreślali cyfry na tablicach.
Monsieur Francois spotkał przyjaciółkę.
Przedstawił mnie :
„Monsieur Tesio -Mademoiselle Georgette".
Uśmiechnął się i rzekł : Dans la premiere il faut jouer l`Ecurie Rothschild. C`est tuyaux de ca petite amie.
Zagrałem za 5 franków.
Przegrałem.
Straciłem także w tłumie, Francois i Georgette. Ten  tłum składał się z różnych przedstawicieli niższych klas społeczeństwa. Sprzedawcy sklepowi, służący, portierzy, studenci, żołnierze i kobiety trudne do odpowiedniego zaszeregowania.
Wszyscy czytali gazety zawierające typy.
Na paddocku byli jeszcze tzw. prognostiqueurs z zawodu. Mieli coś w rodzaju kramu, ze stolikiem, krzesłem i plakat :
         „ LE TOMBEAU DES BOOKMAKERS
                               A un franc
Malgre ce prix minime. Je puis garantir un benefice assure au sportman.
Vaincre le hasard qui souvent dejoue les combinaisons les mieux etablies, tel est mon but.
Mes six annes d`expepience et d`Etudes mes succes me reccomandent aux joueurs comme un homme sincere dans ses appreciations wayant fait ses prouves.”**

Były także i kobiety, które za dwa liry były skłonne szepnąć wam do ucha imię zwycięzcy, a czasami były skłonne wam zaproponować jeszcze inny rodzaj wynagrodzenia, jeśli u schyłku dnia okazało się, że mieliście pecha.

Ledwie zabrzmiał dzwonek, duża grupa osób znajdujących się na paddocku, biegła na start, aby zobaczyć jak będzie ruszał koń, którego obstawili.
Inni natomiast ustawiali się na początku prostej, kiedy już można zobaczyć coś pewnego.
Większość jednak stała jak najbliżej celownika, ale tutaj wskutek ogromnego tłoku, można było widzieć tylko czapki dżokei.
Chciałem bardzo zostać jeźdźcem - amatorem. Chciałem nauczyć się jeździć wyścigowo.
Z tego powodu obszedłem pieszo cały tor wzdłuż kanatu.
Po Epsom, tor ten jest najbardziej odpowiedni, aby móc ocenić klasę prawdziwie dobrego konia.
Nagłe wzniesienie na wysokości trybun.
Długi zakręt umiejscowiony na spadku terenu. Długa prosta, która łatwo może wprowadzić w błąd.
Aby wygrać, koń musi mieć dobre stawy skokowe, mocny grzbiet, dobre płuca i dobre przyśpieszenie na finiszu.
Ten pierwszy spacer naokoło toru w Longchamp pozostał mi wyryty w pamięci, niczym żelaznym dłutem.
Wiele lat później, już jako doświadczony trener koni, które posiadałem na spółkę z markizem Incisą, niejednokrotnie odwiedzałem jeszcze Longchamp, aby uczestniczyć w spektaklu, który nosi nazwę Grand Prix.

Za każdym razem kazałem moim dżokejom: Regolemu, Orsiniemu czy Gubelliniemu, obejść wraz ze mną tor piechotą, oglądając punkty charakterystyczne i dyskutując nad taktyką wyścigową.
Kiedy przeżyłem moment najbardziej emocjonujący ?
Obok wagi, w dniu zwycięstwa w Grand Prix, czy na paddocku, w dniu, gdy jako osiemnastolatek, postawiłem po raz pierwszy nogę na torze w Longchamp, w towarzystwie portiera z Hotel de Seze?
Nie wiem.

                                                                                                                   
11 < część > 13

 
Copyright 2016. All rights reserved.
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego