WIEK I WAGI
Klacze pełnej krwi nie wstępują w związki małżeńskie przed piętnastym lutego ani po połowie lipca. Ciąża klaczy trwa jedenaście miesięcy, a raczej jedenaście księżycowych miesięcy, bo konie rodzą się od stycznia do czerwca.
Jockey Club kontroluje daty.
Decyzją Jockey Clubu, w gonitwach klasycznych, konie w tym samym wieku biegną pod tą samą wagą, natomiast w gonitwach, w których spotykają się konie młodsze i starsze, te ostatnie niosą większą wagę, jako silniejsze.
Ponieważ nie sposób kalkulować wagę w zależności od dnia urodzin każdego konia, ustanowiono, że rok zaczyna się dla wszystkich koni pierwszego stycznia, niczym dla rocznika rekrutów.
Oczywiście podczas kariery wyścigowej, w wieku dwóch lat i na początku trzeciego roku życia, konie urodzone w styczniu górują nad końmi urodzonymi w czerwcu, jako lepiej rozwinięte. Różnice te przestają być istotne w miarę jak konie zbliżają się do wieku dojrzałości.
Jeśliby, pechowo dla swego hodowcy, źrebak urodziłby się 31 grudnia, to już pierwszego stycznia miałby on rok, a więc byłby bardzo poszkodowany w stosunku do swych urzędowych „rówieśników”.
We Francji widziałem konia, który nosił imię TOOSOON (za wcześnie), a który urodził się o szóstej po południu 31 grudnia, czyli właśnie za wcześnie.
Podobno stajenny pewnego angielskiego księcia przybył do Londynu rankiem pierwszego stycznia i zawiadomił swego pana, że jedna z klaczy urodziła źrebaka o szóstej wieczorem 31 grudnia.
„- Możemy jednak oświadczyć, że urodził się dzisiaj, ponieważ tylko dwie osoby znają prawdę: Wasza Wysokość i Ja.
- Jest zatem o jedną osobę, która zna prawdę, za dużo.” - odpowiedział Jego Wysokość.
Tak więc także i ten koń został urzędowo uznany za roczniaka, choć w rzeczywistości liczył sobie zaledwie jeden dzień życia.
PIERWSZA KRZYWDA
Mniej więcej w wieku sześciu miesięcy źrebię zostaje odsadzone od matki. Trzeba ich umieścić daleko od siebie, aby nie mogli słyszeć rozdzierającego, przywołującego rżenia.
Jest się świadkiem prawdziwej tragedii!
Konie cierpią fizycznie i duchowo niczym człowiek, ale nie umieją płakać. Łzy w ich oczach pojawiają się jedynie wskutek zaziębienia, zatarcia czy też tkwiącego tam obcego ciała, a nie z powodu fizycznego czy duchowego cierpienia.
W przeciągu kilku dni konie uspokajają się, zapominają, a po upływie miesiąca, jeśli spotkają się przypadkiem na drodze - już się nie poznają.
PRZEDSZKOLE
Lepiej trzymać klaczki same a nie razem z ogierkami, ponieważ te ostatnie szybciej dojrzewają i nabierają „złych nawyków”. Każda płeć ma swoje oddzielne terytorium - miejsce, gdzie się je i gdzie się bawi.
W naszym klimacie źrebięta spędzają noc pod dachem.
Uczą się nosić kantarki, a jeśli okazują się uparte, prowadzi się je w ręku, tak jak niańka prowadzi małe dziecko.
Przed końcem jesieni wszystkie źrebięta są już odsadzone od matek. Przedszkole jest wtedy w komplecie. Powietrze jest rześkie i słońce jeszcze przygrzewa. Spadają pierwsze zeschłe liście, lecz trawa nadal jest szmaragdowa. Źrebaki łączą się w grupki i cieszą się życiem. Jeden podniósł głowę. Już się najadł i teraz pragnie się bawić. Gryzie więc lekko stojącego obok towarzysza i rzuca się do ucieczki. Wszyscy przestają jeść i zaczyna się gonitwa. Biegają w koło po paddocku, wyciągnięte niczym konie w wyścigu. Już doszły konia pędzącego na przedzie. Jeden mija go pełnym pędem. Potem drugi. Nagle zatrzymują się i powracają do jedzenia. Dobra zabawa zawsze trwa krótko.
BEZLITOSNY KALENDARZ
Listopad przynosi mgły.
Grudzień i styczeń przynoszą mróz i śnieg.
Ludzie okrywają się kupionymi u krawca paltami. Źrebiętom rośnie sierść, za darmo sprawiają sobie wspaniałe futra. Wyglądają w nich jak niedźwiadki.
Pierwszego stycznia wszystkie kończą rok, jakikolwiek był prawdziwy dzień ich urodzin.
Ludzie przy kominku obchodzą uroczyście Boże Narodzenie i Nowy Rok.
Także i konie mają swoje święto. Siedemnastego stycznia, w dzień świętego Antoniego Opata, proboszcz przychodzi ze wsi pobłogosławić stajnie i zostawia w prezencie kilka obrazków, które przedstawiają starego pustelnika w towarzystwie prosiątka.
Zwykle Święty przychyla się do modlitw i wszyscy mieszkańcy stajni spędzają zimę spokojnie.
Tylko kilka niegroźnych ataków kaszlu, które przechodzą bez śladu w trzy dni, z pomocą pędzlowania jodyną i po dodaniu kilku kropli tego specyfiku do wody do picia.
Jednak czasami Wszechmocny Ojciec, z wiadomych tylko sobie powodów, nie przychyla się do próśb świętego i pozwala, aby pojawiła się charakterystyczna epidemia, której ofiarami są źrebięta. Aedenitis Equina, zwana potocznie „zołzami”.
Biedne maluchy gorączkują, mają opuchnięte ślinianki, cieknie im z nosa i oddychają z dużym wysiłkiem. Stoją ze zwieszoną głową, aż chce się płakać nad nimi.
Mimo izolacji chorych i intensywnych zabiegów dezynfekcyjnych, które jednak nie mogą być skuteczne, ponieważ w warunkach stajennych bardzo trudno je przeprowadzać, choroba rozszerza się coraz bardziej i ogarnia niemal wszystkie źrebaki za wyjątkiem kilku wyjątkowo odpornych sztuk.
Niektórzy doświadczeni głoszą wszem i wobec, że choroba ta wcale nie jest taka straszna, bo, jak się wyrażają, „oczyszcza krew” i konie następnie szybko odzyskują siły i rozwijają się jeszcze intensywniej niż przed chorobą.
Ja jednak wolę, aby choroba ta omijała moją stadninę.
Terapia zmienia się w zależności od epoki. Obecnie w modzie są sulfonamidy.
Moje doświadczenie jednak uczy, że najlepszymi lekami są: czystość, świeże powietrze i nieprzeładowany żołądek. Nie należy przeszkadzać dojrzewaniu wrzodów, a nacinać je dopiero wtedy, kiedy zaczynają pękać. Gorączką nie należy się przejmować. Przejdzie ona sama, gdy wypłynie cała ropa. Gdy będziemy postępować w ten sposób, choroba minie szybko, czy to z pomocą leków, czy też bez ich pomocy.